6 marca 2016

Epilog

Na początek muszę się wytłumaczyć. Są trzy wiadomości: jedna prawie dobra, druga dobra i  trzecia zła. Zacznę od złej: chociaż czytelników tego bloga jest max dwóch (albo jeden, pozdro Sophie XD) to i tak czuję się maksymalnie źle, że wróciłam do pisania tego opowiadania i nie skończyłam, i Was zawiodłam (Sophie, chyba mówię do Ciebie w liczbie mnogiej). Dlaczego? No, nie jestem w stanie. Nie pamiętam, jaki miałam plan na fabułę tego opowiania. Nie wiem, jak chciałam rozwinąć niektóre wątki. Po prostu nie mam siły i weny do tego opowiadania. Doprowadziłam bohaterów do takiego momentu, że stali się nudni i już nie są w stanie się zmieniać... w zasadzie od początku tacy byli, jak teraz na to patrzę. Może i fajni (w końcu kto nie chciałby mieć takiego krejzi ojca jak Syriusz i nie być taką małą cwaniarą jak Iron), ale statyczni. Dlaczego? Bo jak prawie trzy lata temu zaczynałam to opowiadanie to nie miałam tej wiedzy na temat pisania, którą mam teraz. Zresztą, jeśli ktoś czyta moje Sevfiction to widzi, że mój styl mocno się zmienił. Można powiedzieć, że dojrzałam twórczo i w związku z tym nie potrafię kontynuować Human Strain. 
Prawie dobra wiadmość jest taka, że nie usuwam tego bloga. Wrócę do pisania o Syriuszu i o Iron, być może napiszę Human Strain od nowa, wywalę nic niewnoszące rzeczy, dodam parę rzeczy i będzie wszystko ładnie i pięknie. Mówię "prawie dobra", bo nie wiem, kiedy to nastąpi, nie wiem, czy w ogóle nastąpi (chociaż bardzo bym chciała) i w ogóle nie obiecuję, że to będzie dało się czytać. Chcę pisać o Syriuszu, ale jest mi jakoś ciężko. 
Dobra wiadomość jest taka, że od dawna mam napisane dwie wersje epilogu na Human Strain. Plan miałam taki, że w czasie pisania opowiadania zadecyduję, na które zakończenie zasłużyli moi bohaterowie. Ponieważ opowiadania nie skończyłam, publikuję obie wersje, a Wy możecie sami zadecydować, które bardziej Wam się podoba. 
OSTRZEŻENIE: Epilog był pisany dawno temu. Jest ubogi pod względem stylu pisania. W zasadzie, nie podoba mi się w ogóle. Jest strasznie słaby. Ale, no, nie potrafię go nie opublikować. Kurzy się na dysku. 
UWAGA: Epilog zawiera oryginalne moje notatki, które tam sobie wstawiłam w czasie pisania go sto lat temu. 

~*~

(Albo podczas bitwy o Hogwart, EWENTUALNIE jakieś starcie ze śmierciożercami już pod koniec szóstego roku (?); raczej bitwa o Hogwart)

KOŃCÓWKA OSTATNIEGO ROZDZIAŁU
[Walka ze Śmierciożercami; Voldemortem(??)]
Iron parsknęła triumfalnym śmiechem, widząc jak z Dołohowa ucieka życie, które sama mu odebrała. Czuła radość, która była przerażająca - przecież dopiero co zabiła człowieka. 
Usłyszała, że ktoś w oddali wrzeszczy Avada Kedavra! i odwróciła się, żeby zobaczyć, kto kogo zaatakował. 
Oślepił ją błysk zielonego światła. 
Opadała w dół, w ciemność, ale to była ta dobra ciemność, coś jak zbawienna ciemność dla oczu, które zbyt długo wpatrywały się w źródło światła, albo ciemność porównana do ciepłego domu, do którego wchodzimy z lodowatego chłodu na dworze.

EPILOG
Syriusz padł na kolana obok Iron. Już wiedział. Był pewien. 
Wziął w ramiona martwe ciało córki. Całe jego, cudem jeszcze żywe ciało rozdarł nieludzki ból, ale to nie był ból towarzyszący klątwie Cruciatus. To był ból psychiczny, który odczuwa się nie tylko w sercu i w umyśle, ale absolutnie wszędzie, od palców u stóp, po czubek głowy…
Przycisnął do siebie Iron, martwą jak porzucona lalka, marionetka, za której sznurki ktoś przestał pociągać. Zaczął wrzeszczeć z rozpaczy i bezradności, czując przerażającą pustkę i beznadziejność, którą tak często czuł w Azkabanie. Tylko teraz to uczucie było milion razy większe, było realistyczne, brutalnie prawdziwe.
Czyjaś dłoń ścisnęła go za ramię, ale to było odległe, w innym świecie. On zapragnął być tam, gdzie jego córka, chciał umrzeć, z całego serca znaleźć się pośród przyjaciół… Jamesa, Lily, Ann, Remusa, Szalonookiego… razem z Iron… już zawsze… Łzy płynęły obfitymi strumieniami po jego policzkach. 
Harry ukląkł obok nich. To jego dłoń spoczywała na ramieniu Syriusza. Drugą dłoń Harry wplótł we włosy Iron. Dokładnie tak, jak robił wielokrotnie podczas ich chwil uniesienia, namiętnych pocałunków… 
Nie był w stanie nawet płakać. Serce jakby zamarło, mózg się wyłączył… Patrzył w martwe oczy Iron, w których wciąż był cień rozbawienia i szoku. Patrzył w oczy osoby, którą po raz pierwszy w życiu obdarzył tak potężnym uczuciem, rodzajem miłości, której jeszcze nigdy wcześniej nie dane było mu poznać.
Śmierciożercy wykorzystali zbiegowisko wokół ciała dziewczyny i zaatakowali ze zdwojoną siłą. Resztki woli walki zmusiły Harry’ego do poderwania się z ziemi i odpowiedzeniem atakiem na atak. Walka znów się rozpoczęła. Ta dobra strona odzyskiwała przewagę – co chwilę kolejny Śmierciożerca padał na ziemię oszołomiony. 
Poniżej błysków różnokolorowych świateł czarnowłosy mężczyzna nie wypuszczał z rąk ciała córki. 
Marzył, żeby wreszcie trafiło go Mordercze Zaklęcie. 
Chciał znów ją zobaczyć. 
Znów porozmawiać.
Później opanowała go wściekłość. Puścił ciało Iron i znów wpadł szał walki. Każdy Śmierciożerca, który stanął na linii jego różdżki, padał za chwilę martwy. Było mu wszystko jedno. 
Najważniejsze było to, że w końcu i jego oślepił błysk zielonego światła. 
Opadał w zbawienną ciemność. 
Słyszał promienny śmiech jego córki…

~*~

Tak, to jest pierwsza wersja epilogu, która jest tak straszna (w sensie, że beznadziejnie napisana), że aż boję się, co ja tam naskrobałam w drugiej wersji. 

~*~

EPILOG 2. 
Syriusz promieniował szczęściem; jego szeroki uśmiech był potwornie zaraźliwy. Tego dnia przypominał dwudziestoletniego Blacka – zadbany, ubrany w elegancką szatę, z rzędem idealnie równych, białych zębów, pełnią życia i radością w ciemnoszarych, ożywionych oczach, z włosami, odrobinę przydługimi i rozczochranymi jak zwykle (w końcu były one czymś w rodzaju jego znaku firmowego), ale w których nie było żadnych siwych pasm, bo jakże starzeć mógłby się człowiek tak szczęśliwy? 
Spokojnym krokiem podszedł do swojej córki. Była ubrana w dość prostą, ale mimo to piękną, białą suknię, która ciągnęła się jeszcze daleko za nią. W jej rozpuszczone włosy wpięty był ledwo zauważalny welon, w ręce trzymała mały bukiet białych róż. Jej oczy błyszczały.
Syriusz uniósł lekko lewą rękę, aby córka mogła go złapać pod ramię. Dostojnym, spokojnym krokiem ruszyli w stronę ołtarza, pod którym na Iron czekał mężczyzna w okrągłych okularach, tak samo lekko rozczochranej fryzurze, jak jego ojciec chrzestny, ubrany w czarny smoking i tak samo promieniujący szczęściem. 
Po bokach ludzie powstawali z ławek, wydając z siebie westchnienia zachwytu, a niektórzy nawet cicho łkając. Iron i Syriusz dotarli do ołtarza. Mężczyzna ujął w dłonie twarz swojej córki, pocałował ją w czoło i powiedział. 
- Kocham cię. Strasznie mocno, Iron. 
Samotna łza spłynęła po policzku dziewczyny. 
- Tato… Hermiona tyle czasu pracowała nad tym makijażem… Ja też cię strasznie kocham, tato… 
Przytuliła się do niego mocno, jeszcze raz spojrzeli sobie w oczy, po czym Iron odwróciła się do swojego przyszłego męża i splotła jego wyciągniętą dłoń ze swoją. Pocałowała go w policzek, spojrzeli sobie w oczy z czułością i przenieśli wzrok na Mistrza Ceremonii, który uśmiechnął się dobrodusznie. 
- Moi drodzy – powiedział ciepłym głosem. – Zebraliśmy się tutaj, żeby połączyć nierozerwalnym więzem dwójkę młodych ludzi. Harry, Iron… Drodzy państwo… Syriuszu… Tych dwoje razem tyle przeszło, że nie sposób było, aby w końcu to piękne uczucie ich nie dopadło… 
Jego wzruszający monolog trwał kilkanaście minut. Iron była przeszczęśliwa; łzy płynęła po jej policzkach i wcale się tym nie przejmowała, ściskając mocno dłoń swojego ukochanego. Kątem oka widziała, jak jej ojciec także dyskretnie ociera łzy. Z tyłu kilka osób cichutko łkało, wzdychało, ale poza tym na wyspie, na której się znajdowali, panował błogi spokój. Słońce świeciło, jakby wyczuwając szczęście, które spotykało obecnych tam osób, a morze cichutko szumiało w oddali. 
Iron brakowało obecności kilku osób: brakowało Remusa, Tonks, Freda, Szalonookiego, nawet Zgredka… nie wspominając o jej matce i rodzicach Harry’ego… jednak głęboko w sercu czuła, że oni są obecni, że ronią łzy wzruszenia tak samo, jak ci, którzy siedzieli w białych ławkach, ustawionych jak w kościele. 
- Iron Lilyann Black, czy chcesz połączyć się nierozerwalnym więzem z obecnym tutaj Harry’m Jamesem Potterem i obiecywać mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
- Chcę. – Odpowiedziała, mimo łez, pewnym głosem, patrząc Harry’emu w oczy. 
- Harry Jamesie Potterze, czy chcesz połączyć się nierozerwalnym więzem z obecną tutaj Iron Lilyann Black i obiecywać jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską? 
- Chcę. 
- Splećcie ze sobą swoje prawe dłonie i unieście je wyżej. 
Zrobili to. 
- Dopóki śmierć was nie rozłączy… - Powiedział powoli mężczyzna, machnął różdżką, a biała mgiełka wypłynęła z niej i oplotła ich dłonie, żeby po chwili w nie wniknąć. Na ich palcach serdecznych zalśniły obrączki z białego złota. 
- Harry Jamesie, Iron Lilyann… Jesteście mężem i żoną. 
Za nimi wybuchły wiwaty, wszyscy zaczęli radośnie krzyczeć, piszczeć i klaskać w dłonie. Iron i Harry odwrócili się w ich stronę. Goście niemalże rzucili się na nich, aby złożyć im życzenia, przytulić, pocałować, albo po prostu powiedzieć, jak cieszą się ich szczęściem.  
Po chwili ławki i ołtarz za pomocą jednego machnięcia różdżką Hermiony zamieniły się w niezliczone ilości stołów i krzeseł, zastawionych jedzeniem i napojami. Jeszcze przez chwilę wszyscy obserwowali wzruszającą scenę, w której główną rolę odgrywał Syriusz, przytulający jednocześnie Harry’ego i Iron, niebędący ze wzruszenia w stanie wymówić ani jednego słowa. 
Później rozpoczęło się długie, huczne i niezwykle radosne wesele. 

Iron Potter siedziała na brzegu morza. Spokojne fale co chwilę obmywały delikatnie jej stopy. Obserwowała wschód słońca. Słyszała, że z tyłu ostatni, najbardziej wytrwali goście jeszcze się bawią. 
Harry bezszelestnie podszedł do niej i usiadł obok. Otoczył swoją żonę ramieniem, a ona oparła się o niego, wyraźnie zmęczona. 
- Harry… - zaczęła zachrypniętym głosem. – Wierzysz w to? 
Uniosła do góry dłoń, na której połyskiwała obrączka. 
- Chyba jeszcze nie uwierzyłem. 
Milczeli przez chwilę. 
- Kocham cię, Harry. 
- Ja ciebie też.
Iron spojrzała na niego; w jej zmęczonych oczach zapłonęła iskierka pożądania. 
Harry z namiętnością wpił się w usta swojej żony. 

~*~

Dżizas, jakie to jest słabe XD 
Jeden sztucznie dramatyczny epilog i drugi tak bardzo happy, że aż mdli. No, ale Wy i tak się cieszycie! :D

I'll be back! <3