25 grudnia 2015

Christmas special!

Halo, czy ktoś tu jeszcze jest?
Witam tych, którzy zabłądzili i to czytają :) Pojawiam się na chwilę ze świątecznym rozdziałem specjalnym, a reszta wyjaśnień na końcu. Enjoy! ;)

EDIT (30.12.2015): To już pewne, powracam :D
EDIT 2: z tej całej radości związanej z powrotem aż założyłam drugiego bloga XD Zapraszam na Sevfiction!

~*~

- Oddaj mi tego mopa, Harry.
- Dlaczego?!
- Oddaj mi go. Totalnie nie potrafisz myć podłóg.
- A ty totalnie nie doceniasz tego, jak się staram.
- Dzieciaczki…
Syriusz pojawił się znikąd; machnął różdżką i mop w ekspresowym tempie sam wymył cały korytarz. Kamienne płyty podłogowe zalśniły, jakby były całkiem nowe, dało się również wyczuć pomarańczowy zapach płynu do podłóg.
- Tak to się robi – oznajmił Black nieudolnie ukrywając zadowolenie z siebie i chowając różdżkę za pasek spodni. - Mugole mają straszne życie. Sprzątanie musi zajmować im z miesiąc.
Iron wywróciła oczami.
- Czy coś jeszcze trzeba zrobić? - spytała.
- Tak. Ubrać choinkę, bo znów się wywróciła. Molly naprawiła już wszystkie bombki, ale nikt nie ma cierpliwości ubierać tego krzaka czwarty raz.
- Świetnie! - wykrzyknęła czarnowłosa. - Niech więc zrobi to Ginny.
Syriusz pogroził jej palcem.
- Jesteś wredna.
- Po ojcu – uśmiechnęła się promiennie i ruszyła przed siebie.
Mijając Syriusza, poklepała go po ramieniu; ojciec uśmiechnął się do niej przyjaźnie i spojrzał na Harry'ego.
- Pomożesz jej?
Potter pokiwał głową.
- Jasne. Cały czas pomagam.
- Ej, następny?!
Harry roześmiał się i zostawił zrezygnowanego Syriusza samego w korytarzu.

Idąc po schodach Harry zauważył, że obskurny dom przy Grimmauld Place 12 zmienił się nie do poznania. Ze ścian zniknęły głowy skrzatów domowych i większość obrazów. Okna zostały wypucowane na błysk, tak samo jak lustra; zniknęły ciężkie, ciemne zasłony, wyrzucono większość dywanów. Stare żyrandole zostały zastąpione nowymi, prostymi, o bardziej nowoczesnym wyglądzie. Nie było też śladu po pamiątkach rodziny Black; pozostał tylko niemożliwy do usunięcia obraz pani Black na piętrze, ale był szczelnie zasłonięty. Najbrzydsze meble zostały wyrzucone, przez co w większości pomieszczeń zrobiło się więcej przestrzeni. Korytarze przestały być ponure, tam gdzie się dało większą część oświetlenia stanowiło światło dzienne. Wisienką na torcie były ozdoby świąteczne, które dzień wcześniej Iron wraz z Tonks i panią Weasley porozwieszały w całym domu.
Harry poczuł, że czuje się na Grimmauld Place 12 dobrze jak nigdy. Poczuł przynależność do tego miejsca; tak jakby wreszcie miał prawdziwy dom. Wszystkie jego rzeczy były porozkładane na półkach w jego pokoju – a nie wrzucone byle jak do kurfa - mimo, że ferie trwały tylko niecałe dwa tygodnie – to był znak, utwierdzający go w przekonaniu, że wreszcie ma dom.
Trafił na Iron w dużym pomieszczeniu, które po gruntownym remoncie było przestronnym salonem. Już teraz nikt nie prowadził narad w kuchni, a właśnie w tym miejscu.
Przez spore okno wpadały promienie słoneczne. Na samym środku stał ogromny, dębowy stół, przy którym mogłoby zmieścić się spokojnie trzydzieści osób. W kącie, przy kominku, stała wysoka choinka. Wyglądała tragicznie po czterech upadkach – połamane gałęzie, obsypane igły – ale im więcej bombek się na niej pojawiało, tym było z nią lepiej. Nie odkryto jeszcze dlaczego drzewko ciągle się wywracało, ale było wiele teorii. Najprawdopodobniej to Stworek nie mógł znieść, że tyle czarodziejów „nieczystej krwi” spędzi święta w domu rodziny Blacków.
- Jak ci idzie? - spytał Harry.
- Świetnie! - odparła Iron. - Jeśli ten mały, parszywy… jeśli to przebrzydłe stworzenie jeszcze raz wywróci tę choinkę, to mu nogi z tyłka powyrywam.
- Nie mów tego przy Hermionie – odparł z rozbawieniem, wziął do ręki kilka bobek i zaczął rozwieszać je na choince.
Po około połowie godziny choinka była ubrana i prezentowała się świetnie. Stanęli w odległości kilku metrów od drzewa i przyjrzeli mu się.
- Co o tym sądzisz? - spytała dziewczyna.
- Świetny dobór kolorów – Harry podrapał się po brodzie. - Doskonały motyw, widzę w tej choince opisy bólu i radości.
Iron parsknęła śmiechem.
- Nie znasz się na sztuce, Potter.
Milczeli przez chwilę przyglądając się swojemu dziełu. Potem zeszli razem do kuchni i zaparzyli sobie po herbacie, potajemnie dodając do niej odrobinę ognistej whisky na rozgrzanie.
W domu panował względny spokój, ale to była tylko cisza przed burzą, która miała rozpocząć się następnego dnia. Na wigilię było zaproszonych około trzydziestu osób – cała rodzina Weasleyów, która teraz była na świątecznych zakupach; Remus, który pomagał właśnie Syriuszowi wysprzątać do końca piwnicę; Szalonooki, który nie miał rodziny i właściwie nienawidził świąt; Tonks i jeszcze kilku znajomych, przyjaciół, członków Zakonu, którzy w ten dzień nie mieli gdzie się podziać.
Iron przemknęła przez głowę myśl, że z tego Grimmauld Place zrobiło się trochę przytulisko dla samotnych, zagubionych, wigilijnych wędrowców – ale w końcu z kim mieliby spędzić święta, jeśli nie z byłym więźniem Azkabanu, jego córką i sierotą, który ma nieszczęście być wybrańcem.
Uznała, że taki właśnie jest skład jej rodziny obecnie – Syriusz, Harry i ona. Harry z pewnością czuł też przynależność do rodziny Weasleyów, ale Iron nigdy nie przeżyłaby siostry w postaci Ginny. Biła się z myślami, bo Harry trochę za bardzo jej się podobał, jak na przyrodniego brata, ale cóż – przecież nawet jeśli, przyrodni brat to nie brat.
- Co się tak zamyśliłaś, Sklątko? - spytał Harry.
- Nie mów tak do mnie. To zabrzmiało wręcz pieszczotliwie.
Zaśmiał się.
- Może powinniśmy pomóc Syriuszowi i Lupinowi?
Iron spojrzała na niego ze zdziwieniem w oczach.
- Oszalałeś? Nie wiesz, że jak raz wejdziesz do tej piwnicy to już nigdy nie będziesz tym samym człowiekiem?
- No tak…
Milczeli przez chwilę.
- Brakuje mi quidditcha – powiedziała Iron.
- Brakuje mi spacerów – powiedział Harry niemalże w tym samym momencie.
- Czego? - zapytali siebie już jednocześnie.
- Przestań za mną powtarzać – powiedziała Iron.
- To ty mówisz dokładnie to, co ja chcę powiedzieć dokładnie wtedy, kiedy ja chcę to powiedzieć.
Milczała przez chwilę.
- Czemu brakuje ci spacerów?
- A czemu brakuje ci quidditcha?
- Przecież ty nie chodzisz na spacery, Harry.
- Chodzę przecież. Ostatnio byliśmy…
- No tak. Wcześniej też… byliśmy na spacerze w Zakazanym.
- Właśnie. I wtedy, jak nie poszliśmy na Historię Magii. A czemu brakuje ci quidditcha?
- A tobie nie brakuje? Od tej akcji z Bellatrix nawet nie możemy sami zdecydować, kiedy chcemy wyjść z zamku – Iron wywróciła oczami. - Jakby to miało jakieś znaczenie. Nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. I to ultimatum Voldemorta…
- Iron, ustaliliśmy. W czasie świąt to jest temat tabu. Nie gadamy o Voldemorcie, nie gadamy o Śmierciożercach ani o tym, co…
- Wiem, wiem. Po prostu… trochę się martwię.
- Też się martwię.
Zamilkli na chwilę.
- Czemu się martwisz? - spytała Iron.
- Czy ty zawsze musisz pytać „czemu”?
Zaśmiała się i usiadła wygodniej na krześle; teraz siedziała centralnie naprzeciwko Harry'ego i rozbawionymi oczami wpatrywała się w niego.
- Więc?
- Słuchaj, no, martwię się, jak każdy… - powiedział, uciekając wzrokiem w bok. - Świat się trochę sypie, no i nie wiem czy wiesz, niektórzy nazywają to wojną dobra ze złem…
- Nie o to pytam.
Spojrzał jej w oczy.
- O co?
- Martwisz się trochę o mnie, Harry? Bo ja się martwię o ciebie strasznie.
Zapadło długie milczenie. Patrzyli sobie w oczy. Harry po chwili przeniósł wzrok na stół; zauważył, że dłoń Iron leży tuż obok jego dłoni. Złapał ją za nią i znów spojrzał jej w oczy.
- Harry…
- Co?
- Bo…
- O nie, nie, nie. Czekaj.
- Co?
- Tylko nie mów mi, że tu gdzieś jest jakaś jemioła – spojrzał w górę. - Przerabiałem to już z Cho Chang. Jestem w tym słaby, to nie dla mnie.
Iron roześmiała się głośno i długo nie mogła powstrzymać wesołości. Harry z początku nie mógł uwierzyć, że właśnie powiedział coś takiego i zacząć śmiać się nie z własnego żartu, a z własnej głupoty. Rozłączyli swoje dłonie nadal się śmiejąc, dopili ostatnie krople herbaty i poszli do salonu grać w szachy.

- Lumos!
- Masz tam coś?
- Starą szafę z boginem, kilka szczurów… Zajmiesz się tym, Remus? Zdecydowanie lepiej wychodzi mi wycieranie kurzy. Nie cierpię tych podłych kreatur.
- Jasne.
Obaj stanęli w progu niskiego, stęchłego pomieszczenia; Syriusz z wyciągnięta przed siebie różdżką i Remus, spocony i umorusany jakąś szarą mazią.
- Daj mi sekundę na bogina. I rzuć tutaj trutkę na szczury. Potem idziemy na górę, mam tego dość.
- Tak jest!
Syriusz wyciągnął z kartonu lekko świecącą kostkę i rzucił ją w stronę szczurów. Zwierzęta zbiegły się natychmiast, ale nawet najmniejszy kontakt z substancją sprawiał, że padały martwe. Syriusz pozbierał ich truchła do wielkiego worka i rzucił go na stertę rzeczy do spalenia.
- Gdyby tak dało się zrobić z Pettigrew…
- Co mówisz?! - spytał Lupin, przekrzykując bogina, który przybrał formę wilkołaka wyjącego do księżyca. - Riddiculus!
- Nic, nic, Lunatyku. Walcz z tym paskudztwem.
Po kilku minutach bogin padł martwy i również został zapakowany w worek.
- To jak? Chyba starczy tych świątecznych porządków na dziś. Zaraz wróci Molly i zagoni nas do kuchni, trzeba jeszcze zdążyć trochę odpocząć.

Remus i Syriusz zasiedli przy stole w kuchni, przy którym chwilę wcześniej siedział Harry i Iron. Lupin rozlał resztkę ognistej do dwóch szklanek i skarcił się w myślach za to, że im więcej czasu spędza z Syriuszem, tym więcej pije – ale zawsze tak było, już w czasach Hogwartu. Wznieśli toast - „za te wszystkie boginy, żeby wymarły w cierpieniach” - i osuszyli szklanki.
Oni też obiecali sobie, że temat Voldemorta i wszelkich problemów w czasie świąt jest tematem zakazanym, ale mimo to wciąż pozostawał im ogrom tematów do rozmowy – mogli wspominać stare, dobre czasy, ale to już robili tyle razy, że mieli dość; mogli dyskutować o technikach obrony i ataku w walkach, o miotłach i o milionie innych rzeczy, ale temat nie wiedzieć czemu zszedł na Iron.
- Nie sądzisz, że ona i Harry coś do siebie mają? - spytał Remus.
- Słucham?
- Jestem jej ojcem chrzestnym, tak? Mam prawo się interesować.
Syriusz się zaśmiał.
- Nie zastanawiałem się nad tym. To moja córka, nie chcę, żeby jakikolwiek facet ją dotykał.
Teraz to Lupin parsknął śmiechem.
- Nie mogę przywyknąć do Syriusza Blacka w wersji „jestem odpowiedzialnym ojcem”. Pamiętam, jak kiedyś w szóstej klasie przez tydzień chodziłeś spanikowany, bo Ann miała podejrzenia, że może być…
- Ej, ej. Miałem wtedy szesnaście lat. Teraz mam trochę więcej.
- No tak. Ale gdybyś miał wydać córkę za mąż… to…
- Tak, Harry byłby okej. Zresztą traktuję go jak syna, więc… trudno, żebym powiedział o nim złe słowo. Jest dla mnie tak bliski jak Iron. Lunatyk, czemu my właściwie o tym rozmawiamy?
Wzruszył ramionami.
- Ty mi odpowiedz, Łapo.
Spojrzał na zegarek.
- Dobra. Muszę jeszcze się umyć przed przyjazdem Weasleyów… Zaśpiewać ci jakąś świąteczną piosenkę? - spojrzał na niego rozbawionym wzrokiem.
Syriusz pokręcił głową, ale kiedy Lupin zniknął mu z oczu bezwiednie zaczął nucić Jingle Bells. Przerwał dopiero, gdy usłyszał, że Weasleyowie wchodzą do domu.

- TATOOO! - Syriusz usłyszał wrzask Iron.
W pierwszym momencie przeraził się i zerwał na równe nogi, ale kiedy Iron i Harry roześmiani wpadli do kuchni dotarło do niego, że się wygłupiają.
- Jestem Syriusz, nie…
- TATOOO!
Iron płakała ze śmiechu siedząc na podłodze, a Harry oparł dłonie na kolanach i pochylony usiłował złapać oddech.
Syriusz uznał, że najlepiej będzie, jeśli da im się wyśmiać w spokoju i dopiero po kilku minutach zapytał:
- Piliście coś?
- Tak – odparła Iron. - Wlaliśmy sobie trochę twojej ognistej do herbaty, ale to nie dlatego.
Znów parsknęła śmiechem i dopiero po chwili Syriusz zapytał:
- Więc o co chodzi?
- Może szybciej będzie, jak ja opowiem – powiedział Harry. - No więc graliśmy w szachy w salonie…
Przerwał, bo Iron zagłuszała go śmiechem. Teraz już obaj, wraz z Syriuszem, patrzyli na nią z politowaniem.
- Iron, to nie było AŻ tak śmieszne – powiedział Potter, kiedy jego przyjaciółka nadal nie przestawała się śmiać. - No więc, siedzieliśmy w salonie i Stworek po raz kolejny przyszedł wywrócić choinkę. No i nas nie zauważył. Zaczął szarpać za gałęzie, przeklinać, więc zapytałem go, co robi, dopiero wtedy nas zauważył, powiedział, że chciał zawiesić kilka dodatkowych ozdób na choince, spytałem więc, gdzie ma te ozdoby, a ten mały gnojek zdjął skarpety, powiesił je na choince i uciekł.
Iron znów parsknęła śmiechem, a Syriusz uniósł tylko prawą brew w górę.
- I to jest takie strasznie bardzo śmieszne?
Harry wzruszył ramionami.
- Właśnie dlatego jej tłumaczę, że…
- No jasne, jasne… Iron? Mogę cię na chwilę? Do spiżarni? Trzeba tam, hmm, słoiki poustawiać.
- Jasne – odparła nadal rozbawiona, choć minimalnie zdziwiona i ruszyła w stronę drzwi od spiżarni.
Syriusz zamknął je za sobą, oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Iron spojrzała na niego całkowicie zdziwiona.
- Co jest, tat… Syriusz?
- Czy ty, córko moja, przypadkiem…
- Mówiłam ci, że to nie dlatego, że piłam. Jestem całkiem trzeźwa.
- No przecież nie o to pytam! Pijaństwo to żaden problem. Ty mi lepiej powiedz, czy ty i Harry… coś… no wiesz…
- Co?
- No… czy ty nie jesteś jakaś… zakochana, czy coś?
Iron zmarszczyła czoło.
- Słucham?
- Dobrze słyszałaś! - Syriusz poruszył się niespokojnie. - Pytam się uprzejmie… Czy nie dolega ci coś?
- Czuję się świetnie.
- No! No właśnie! Czy nie za świetnie? Czy ty nie jesteś zakochana w Harry'm?
- Co ci odbiło?!
Odchrząknął.
- No… Wiesz… jestem ojcem i… - obniżył ton głosu. - Martwię się, żeby żaden, eeee, cwaniaczek cię nie skrzywdził.
- Tato, Harry? Proszę cię. Po pierwsze, nie jestem zakochana, poza tym, wyobrażasz sobie, żeby Harry mnie skrzywdził? Jesteś świetny w bronieniu mnie przed Voldemortem, ale moimi sprawami sercowymi się, proszę, nie przejmuj aż tak bardzo!
- No dobrze, dobrze, ale…
- I proszę cię! - pogroziła mu palcem, podchodząc do niego. - Nawet nie próbuj brać Harry'ego na taką samą rozmowę.
- Nie planowałem…
- JASNE! Bo ja cię nie znam!
- No, Harry jest trochę jakby moim prawie synem, więc…
Iron wywróciła oczami.
- Na brodę Merlina, Syriusz, nie. Idź piec szarlotkę.
Wyszedłszy ze spiżarni od razu wpadli na Molly, która zagoniła ich do roboty.

Późnym wieczorem, siedząc w ciemnym pokoju, Syriusz doszedł do wniosku, że trochę mu wstyd za tę rozmowę z Iron, ale w końcu wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że coś jest na rzeczy. Najpierw ta rozmowa z Lupinem, później Iron, która w towarzystwie Harry'ego śmieje się dosłownie z wszystkiego…
Syriusz wzdrygnął się trochę z zimna, a trochę odganiając upierdliwe myśli. Dorzucił drwa do kominka i rozejrzał się po pomieszczeniu. Przemknęło mu przez myśl, że wreszcie czuje się swojsko w tym obrzydliwie luksusowym pomieszczeniu. Pomyślał, że jak wszystko się uspokoi to zda egzaminy na aurora i nim zostanie – będzie zarabiał dużo pieniędzy, kupi przestronny dom w zacisznym miejscu i zamieszka tam z Iron… i Harry'm oczywiście.
Nazywał ich oboje w myślach „moje dzieci”.
- Moje dzieci – powiedział na głos.
Dźwięk odbił się echem w dużym pomieszczeniu. Syriusz poczuł, jak jego serce wypełnia się ciepłem.
- Moje dzieci – wyszeptał raz jeszcze i zamknął oczy.
Zasnął niemal natychmiast.

Obudził się nagle i natychmiast skarcił się w myślach za dwie rzeczy – po pierwsze, po nocy spędzonej w fotelu szyja bolała go niemiłosiernie i gwałtowne wyprostowanie jej było tragicznym pomysłem; po drugie, niemal wycelował różdżkę we własną córkę.
- Iron, cholera, przepraszam.
- Wesołych świąt, tato.
- Ta, no, wesołych.
Iron kucała przed jego fotelem łagodnie się uśmiechając. W rękach miała pakunek owinięty ozdobnym, świątecznym papierem.
- To dla ciebie – podała mu prezent.
- Poważnie? - Syriusz natychmiast się rozpromienił, co niesamowicie ucieszyło Iron. - Dziękuję!
Natychmiast odpakował paczkę – w środku znajdowało się czarne pudełko, a kiedy je otworzył w środku ujrzał dwie szklanki do ognistej whisky. Wyjął jedną i delikatnie obrócił ją w palcach.
- Przyjrzyj jej się dobrze.
Po chwili firmowy napis whisky zniknął i zamiast niego pojawiło się zdjęcie Iron – była to oczywiście magiczna fotografia, na której postacie poruszały się. Iron uśmiechała się do magicznego obiektywu i robiła głupie miny. Syriusz roześmiał się pogodnie. Na drugiej szklance widniała jego podobizna – najpierw robił poważną minę, a następnie zeza i zaczynał się śmiać. Oba zdjęcia były wykonane kilka dni wcześniej, starym aparatem, który znaleźli w czasie porządków.
- Dzięki, mała. Są świetne.
W pudełku zauważył także karteczkę z trzema zdaniami napisanymi zgrabnym pismem jego córki:
Niech Ci służą. Ale nie pij za dużo.
Kocham Cię, tatuś!
I.
Poczuł, że do oczu napływają mu łzy, więc pospiesznie odłożył szklanki na stolik i uściskał Iron.
- Też coś dla ciebie mam.
Wstał, wziął z półki szkatułkę z drewna i podał ją swojej córce. Otworzyła ją i szeroko się uśmiechnęła. W środku, na czerwonej poduszeczce znajdował się złoty, nieduży wisiorek w kształcie odbicia psiej łapy.
- Twoja mama mi go kiedyś podarowała. Znalazłem go niedawno... – zrobił krótką pauzę. - Te wisiorki robił stary czarodziej dawno temu w Hogsmeade. Cały myk polegał na tym, że sam przetapiał złoto, biżuterię robiło się na zamówienie, a chodziło o to, żeby przynieść włos osoby, dla której ta biżuteria miała być, czarodziej wrzucał ten włos do roztopionego złota, rzucał kilka zaklęć, biżuteria kształtowała się sama przez noc, a jej ostateczny kształt miał oddawać to, co jest najbliższe osobie, której włos został tam wrzucony. A że twoja mama miała poczucie humoru, nie zaniosła tam mojego włosa, tylko moją sierść. Psią sierść. Liczyła, że wyjdzie z tego jakiś porządny, męski, gruby złoty łańcuch, a tymczasem wyszła łapa. Wiesz jak zinterpretował to ten czarodziej? Powiedział, że osoba, której włos się tam znajduje musi być zakochana w psach do szaleństwa, wrażliwa na ich krzywdę, dlatego wisiorek jest taki delikatny i subtelny.
Zaśmiał się krótko.
- Nosiłeś go? - spytała Iron.
- Jasne. Obok kła – wskazał psi kieł, zawieszony na rzemyku na szyi. - Ale potem zerwał mi się łańcuszek, schowałem go do portfela, zostawiłem w domu i tak przeleżał pod łóżkiem kilkanaście lat z hakiem. To jedna z niewielu pamiątek po twojej mamie… właściwie jedyne pamiątki, jakie mam to prezenty od niej.
Westchnął. Iron wyciągnęła łapę ze szkatułki, przyjrzała jej się z bliska i założyła na szyję przez głową. Łapa spoczęła na wysokości jej serca.
- Ojej! - powiedziała Iron po chwili, znów jej dotykając. - Zrobiła się chłodna… i… jakby świeci…
Syriusz uśmiechnął się pod nosem.
- To taki magiczny test na ojcostwo. Dzieje się z nią tak tylko wtedy, kiedy jest w okolicy mojego serca, albo serca osoby bardzo blisko związanej ze mną więzami krwi - westchnął. - Nie wiem, jakie zaklęcia rzucał na to ten czarodziej, ale kryje się w tym potężna magia.
- Dziękuję – powiedziała Iron, wpatrując się w łapę. - To najpiękniejszy prezent, jaki dostałam.
Mężczyzna uśmiechał się sentymentalnie, patrząc na córkę.
- No, może poza odnalezieniem ojca – dodała po chwili, spoglądając Syriuszowi w oczy. - Ale to było bez okazji.
Roześmiali się oboje.
- Dobra, Iron. Muszę się umyć i przebrać.
- Masz rację, pachniesz jak gorzelnia.
Syriusz zrobił oburzoną minę.
- No dzięki!
- Mówię jak jest – uśmiechnęła się słodko.
Syriusz ujął jej twarz w dłonie i ucałował ją w czoło.
- Skarbie, chcę, żebyś dzisiaj była najszczęśliwszą osobą na świecie.
- A ty drugą najszczęśliwszą osobą na świecie.
- Zrobię co w mojej mocy.
Przytulił ją krótko, wstał i udał się do łazienki.

Iron wpadła z hukiem do pokoju Harry'ego.
- Wstawaj, Potter! Wesołych świąt!
Rzuciła się na jego łóżko tak, że Harry niemalże z niego spadł. Zerwał się gwałtownie, zrzucając z szafki książkę i okulary.
- BLACK, LITOŚCI! SPAŁEM!
- No właśnie, koniec spania! Trzeba świętować! Jingle bells, Jignle bells!
Harry zaczął po omacku szukać swoich okularów na podłodze i po kilku nieudanych próbach Iron mu je podała. Spojrzał na nią, na jej poczochrane włosy i roześmiane oczy, po czym zakrył się kołdrą po sam czubek głowy.
- Jeszcze pięć minut…
- Nie ma opcji!
Iron zabrała mu kołdrę, zrzuciła ją na podłogę i roześmiała się na widok jego czerwono-zielonej piżamy w koślawe renifery.
- Co… co to jest?!
Harry wywrócił oczami.
- Ciii… To prezent od Luny. W tym roku i tak jest nieźle… lepsze to niż jakieś… szatańskie zwierciadło i prenumerata Żonglera.
Iron roześmiała się jeszcze bardziej.
- Wstawaj, koleżko. Pod choinką czeka na ciebie prezent ode mnie i obiecuję, że to nie jest piżama ani skarpety!
Harry uśmiechnął się pierwszy raz tego poranka i ziewając zwlókł się z łóżka.
Iron wyszła z jego pokoju i zbiegła schodami na dół. W kuchni już panował rozgardiasz; pani Weasley szykowała śniadanie dla dwudziestu osób, pomagali jej w tym jej synowie i Ginny… to znaczy z założenia mieli pomagać, ale wrzaski Molly wskazywały na co innego:
- Fred! George! Mieliście ugotować te jajka, a nie rozbijać je nad głową…. RON! ZOSTAW TO! TO NA OBIAD! Bill, na brodę Merlina, widelec kładzie się po lewej stronie…
Iron uśmiechnęła się szeroko i zapytała, czy może jakoś pomóc. Po chwili wraz z Ginny wycierała świeżo umyte garnki i talerze; miała wrażenie, że młoda Weasley, która od wielu lat nienawidziła jej całym sercem, ma do niej tego dnia jakieś bardziej pozytywne nastawienie.
- Wesołych świąt – rzuciła bardziej do miski, którą trzymała w rękach, niż do Iron.
- Dzięki. Nawzajem.
Ich spojrzenia spotkały się na chwilę; uśmiechnęły się do siebie nieznacznie i wróciły do swoich zajęć. Iron pomyślała, że to może być początek ich pojednania.

W kuchni zaczęło robić się coraz bardziej gwarno i tłoczno. Pojawił się Remus Lupin, zaraz za nim Tonks, Syriusz i Artur Weasley. Szalonooki Moody rozbawił wszystkich wchodząc do pomieszczenia z czapką Mikołaja na głowie. Około godziny dziesiątej wpadł profesor Dumbledore, złożył wszystkim krótkie życzenia i wzniósł toast herbatą imbirową. Po zjedzonym śniadaniu wszyscy udali się do salonu, a w kuchni pozostała tylko pani Weasley, Tonks i Rowena Green, młoda aurorka, która należała do Zakonu od niedawna, ale bardzo szybko zaaklimatyzowała się w nim. Też nie miała rodziny i pierwszy raz w swoim dorosłym życiu nie spędzała świąt samotnie. Iron zauważyła, że Rowena jest niesamowicie podekscytowana i szczęśliwa, w dodatku chyba polubiła Syriusza, nie miała do niego żadnych uprzedzeń, a nawet dogadywała się z Moody'm. To, w oczach Iron, czyniło ją osobą, którą można zaakceptować w swoim otoczeniu.

W salonie każdy zajmował się czymś innym – Fred, George i Ron rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami i nie trudno było się domyślić, że mają jakiś nowy, genialny wynalazek w planach; Syriusz, Harry, Lupin i Szalonooki sprzeczali się na temat najnowszej miotły; Artur Weasley i Bill omawiali jakiś artykuł w Proroku Codziennym; Ginny czytała książkę, a Iron usiadła przy biurku naprzeciwko okna i zajęła się pisaniem świątecznych listów do przyjaciół, którzy święta spędzali w gronie rodziny albo w Hogwarcie. Niektórym dorzuciła prezenty – Hermionie książkę o centaurach, Lunie kolczyki z prawdziwych smoczych łusek, a Nieville'owi brelok do kluczy w kształcie lwiej paszczy w kolorach Gryffindoru. Przywiązała pakunki do nóżek trzech sów – Hedwigi Harry'ego, swojej Marycji i Tośki Syriusza – po czym otworzyła okno, aby sowy mogły przez nie wylecieć. Potem włączyła się do dyskusji o miotłach. Dorzuciła swoje zdanie na temat Błyskawicy, co wzburzyło Moody'ego, który był fanem klasyki, a raczej – w opinii Syriusza - „starych mioteł, bo tylko te są na tyle solidne, żeby utrzymać go w powietrzu”.
Nagle rozległ się huk i donośne:
- Ho, ho, ho!
Hagrid wkroczył do salonu ubrany w doskonały strój Mikołaja – miał na sobie czerwony, puchaty kożuch, czarny, skórzany pas, czerwone spodnie w świetliste gwiazdki i wysokie, czarne kalosze. Ponadto jego ciemna broda była przyprószona czymś białym – prawdopodobnie mąką – tak samo, jak krzaczaste brwi i włosy.
Na początku zapadła konsternacja, po czym wszyscy parsknęli śmiechem, zaczęli pogwizdywać i krzyczeć.
- Gdzie znalazłeś to w swoim rozmiarze?! - spytał Syriusz, przekrzykując gwar.
- Jesteś lepszy niż Dumbledore! - dodał Szalonooki.
- Osiwiałeś, kolego! - Krzyknął Lupin.
Hagrid był wyraźnie uszczęśliwiony, że jego stylizacja spotkała się z taką aprobatą. Zaczął witać się z każdym po kolei, ściskając wszystkich tak mocno, że odbierał im dech w piersiach.  

Iron podobał się ten radosny rozgardiasz przy Grimmauld Place, ale od gwaru zaczynała boleć ją głowa, więc po jakimś czasie wymknęła się niepostrzeżenie z salonu i udała się do swojego pokoju. Położyła się na łóżku, przymknęła oczy i leżała tak, dopóki ktoś z impetem nie wpadł do pomieszczenia.
- CHCIAŁOBY SIĘ ODPOCZĄĆ, CO?! - Rozpoznała głos Harry'ego. - Zemsta za pobudkę! Wstajeeeemy!
Wywróciła oczy i odwróciła się do niego plecami.
- Black! Nie rób mi tego! Zostawiłaś mnie samego w tej całej zadymie, jestem dotknięty.
Obróciła się na plecy, uniosła na łokciach i spojrzała mu w oczy.
- Samego? Masz Rona, Freda, Georga, Syriusza no i… - poruszyła brwiami w górę i w dół. - Ginny.
- Jesteś bezduszna.
- Nieprawda!
Rzuciła w niego poduszką, ale uchylił się przed atakiem.
- Poza tym, Ron pomaga pani Weasley, Fred i George gdzieś zniknęli, Syriusz zagadał się z Roweną, a ja nie planuję szaleć w kuchni, bo…
- Czekaj, czekaj… Powtórz.
- Nie planuję szaleć w kuchni, bo…
- Nie! To wcześniej.
- Fred i George gdzieś zniknęli?
Iron westchnęła i wywróciła oczami.
- Nie! To o Rowenie!
- No… zagadali się z Syriuszem.
- Jak to zagadali? O czym?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nie podsłuchiwałem.
Iron zerwała się z łóżka i ruszyła w stronę drzwi, ale Harry zatrzymał ją, łapiąc za rękę.
- No daj mu się wyszaleć!
Dziewczyna prychnęła wściekle i próbowała się wyrwać, ale Harry pociągnął ją w swoją stronę tak, że wylądowała z powrotem na łóżku.
- Co ty wyprawiasz, Potter?!
- No… wiesz. Daj się Syriuszowi trochę wyluzować. Święta są, radość, ciepło, jemioła. Widać, że się lubią.
- Ty tylko sprawdzasz moją cierpliwość, prawda? Proszę, powiedz, że tak.
Harry roześmiał się.
- Kto tu jest czyim ojcem? Syriusz twoim, czy ty Syriusza?
Pokręciła głową.
- Dobrze. Nieważne. Masz, udało ci się. Punkt dla pana Pottera. Ale wciąż mamy remis! - uśmiechnęła się wrednie. - Na upartego to nawet dwa jeden dla mnie… Jeden za pobudkę i jeden za prezent, którego jeszcze nie widziałeś.
- Słucham?!
Iron roześmiała się złowieszczo.
- Zobaczysz! A teraz może pozwolisz, że po raz kolejny zmiażdżę cię w szachy? - wskazała planszę rozłożoną na stoliku.
Usiedli i rozpoczęli rozgrywkę.

Właśnie w takich momentach Harry czuł, jak strasznie zakochany jest w Iron – kiedy w skupieniu pochylała się nad szachownicą i przygryzając dolną wargę zastanawiała się nad kolejnym ruchem. Nie przyznawał się jeszcze sam przed sobą, że jest w niej zakochany, nie ubrał tego w słowa, ale czuł, że coś jest na rzeczy – zwłaszcza wtedy, gdy tak był w nią wpatrzony, że nie mógł racjonalnie myśleć i raz za razem dawał jej wygrać.
- Popełniasz tyle błędów, Harry! - jej pionek wzbił się w górę i zrzucił wszystkie pionki przeciwnika zwiastując wygraną.
Iron klasnęła w dłonie.
- Który to już w raz w przeciągu ostatnich kilku dni? Dwudziesty?
Uśmiechnęła się triumfalnie.
- Musimy znaleźć jakąś nową grę – oznajmił Harry. - Ta mi się już nie podoba.
- Bo nie myślisz!
Harry wielokrotnie zastanawiał się, czy to dobry moment, żeby ujawnić się ze swoimi uczuciami. W końcu są święta… w święta wszyscy bardziej się kochają. Miał już kiedyś dziewczynę, zebrał się na odwagę, żeby wyznać co czuje do Cho - to nie wyszło, bo w głowie i tak cały czas miał Iron - więc może znalazłby odpowiednie słowa, żeby powiedzieć co czuje do Iron, ale co jeśli dla niej jest tylko kumplem?
Z drugiej strony grupa jej fanów w Hogwarcie była tak samo liczna, jak grupa jego fanek, czy fanek Syriusza… Po co robić sobie wrogów wśród kolegów, koleżanek? Uderzyła go myśl, że bardziej martwi się co by ludzie powiedzieli, gdyby był z Iron, niż to, że uczniowie Hogwartu w kółko powtarzają kłamstwa na jego temat z Proroka Codziennego.
- ...pomóc? Harry, słuchasz mnie?
- Co? Co? Zamyśliłem się. Komu chcesz pomóc?
- Pani Weasley. Robi kolację dla trzydziestu osób. Dodatkowa para rąk nie zaszkodzi.
Harry westchnął.
- Nie jestem najlepszy w sprawach kuchennych… Ale mogę pomóc rozkładać talerze.
Iron wywróciła oczami.
- Są rozłożone od wczoraj. Okej, w takim razie jakby co, znajdziesz mnie w kuchni.
Wstała i wyszła. Harry został sam w jej pokoju. Czuł zapach pomarańczy i cynamonu, słyszał odległe odgłosy dyskusji w salonie. Uśmiechnął się sam do siebie i podjął decyzję – dzisiaj musi powiedzieć Iron co do niej czuje. Dzisiaj chce zasnąć szczęśliwy.

Kolacja wigilijna rozpoczęła się o osiemnastej. Iron nie była w stanie zliczyć, ile dokładnie znajdowało się osób w salonie, ale zdecydowanie więcej, niż się tego spodziewano. Widziała wiele nowych twarzy; członków Zakonu, pracowników ministerstwa, dalekich kuzynów i znajomych, dosłownie wszystkich, którzy nie chcieli spędzać świąt samotnie. Dom przy Grimmauld Place 12 stał się dosłownie przytułkiem dla zagubionych wędrowców. Kiedy wszyscy zebrali się przy stole Syriusz, jako gospodarz, wstał i postukał nożem w kieliszek prosząc o ciszę.
- Dzisiaj chciałbym, żebyście wszyscy czuli się tutaj jak u siebie w domu. Cieszę się, że nikt z nas zebranych tutaj nie musi spędzać świąt w samotności. Wam i sobie życzę dużo uśmiechu, ciepła na sercu, zwycięstwa dobra nad złem, no i szczęścia – spojrzał na Iron. - Na szczęście nigdy nie jest za późno. Zdrowie!
Uniósł kieliszek w górę. Wszyscy uczynili to samo i po chwili zrobiło się niesamowicie głośno od ogromu składanych sobie nawzajem życzeń.
- Jak ci się podobała przemowa? - zapytał Syriusz.
- Całkiem niezła – odparła Iron. - Chociaż musisz popracować nad dykcją.
Syriusz spojrzał na nią pobłażliwe i zajął się nakładaniem jedzenia na talerz.
Rozmowom, dyskusjom, zachwytom nad prezentami i składaniu życzeń nie było końca. W powietrzu, oprócz aromatu wyśmienitych dań przygotowanych rękami pani Weasley, czuć było ciepło, świąteczną atmosferę przyjaźni i rodziny, mimo że część gości w ogóle nie znała się nawzajem. Rozmowy kręciły się wokół lekkich, przyjemnych tematów – nikt nie rozmawiał o Voldemorcie, jego poplecznikach i tym, co czekało Zakon Feniksa.

Po północy pierwsi goście zaczęli opuszczać dom. Pani Weasley zaczęła powoli znosić puste naczynia do kuchni, Fred i George dyskutowali o czymś z Ronem i Tonks, Syriusz, Harry i Iron rozmawiali o Hogwarckich nauczycielach, Hagrid kłócił się z Billem na temat jakości kociołków z miedzi, kilku nieznanych członków Zakonu Feniksa opowiadało sobie dowcipy o goblinach, a Artur Weasley, Szalonooki i Remus kończyli czwartą butelkę ognistej Whisky i zaczynali śpiewać piosenki.
Towarzystwo się coraz bardziej przerzedzało – jednych dopadało zmęczenie, innych alkohol… Iron też padała już z nóg i oparła głowę na ramieniu Harry'ego, przymykając oczy. Syriusz z jednej strony nie mógł przywyknąć do tego widoku, a z drugiej strony, kiedy na nich patrzył w tamtym momencie, jego serce zalewała fala ciepła.
Wkrótce i rodzina Weasleyów rozeszła się do swoich sypialni, Tonks zbudziła Remusa, który zasnął na stole i zaprowadziła go do pokoju, Hagrid przysnął na podłodze obok choinki, a Szalonooki głośno chrapał na krześle.
- No dobra, dzieciaki – Syriusz zwrócił się do Iron i Harry'ego. - Do spania!
Leniwie zwlekli się z kanapy i każdy poszedł w swoją stronę – Syriusz do swojej sypialni na najwyższym piętrze, a Iron i Harry do swoich pokoi, które znajdowały się na piętrze nad salonem.

- Planujesz może iść spać? - spytał nagle Harry, kiedy Iron już prawie była w swoim pokoju.
Spojrzała na niego. Wyglądał na lekko zdenerwowanego; zezował gdzieś w ścianę i przeskakiwał z nogi na nogę.
- No… tak. Jest noc… Wypadałoby pójść spać.
- Aaa… - odchrząknął. - No to… to… dobranoc.
Chciał iść w swoją stronę, ale Iron zatrzymała go, łapiąc za rękę.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Czekaj, czekaj. Chcesz wejść na chwilę?
- Co?
- Nie patrz się tak na mnie, nie ma tu żadnej jemioły.
Zaśmiał się nerwowo, ale uśmiech Iron był pokrzepiający, więc zebrał się na odwagę i ruszył za nią.
Kiedy weszli do pokoju, Iron zamknęła za sobą drzwi. Harry czuł się niesamowicie niezręcznie; prawdopodobnie najbardziej niezręcznie w swoim życiu. Miał odwagę walczyć z Voldemortem, ale wyznanie miłości to całkiem inna kwestia. Iron usiadła w swoim ulubionym miejscu, czyli na parapecie. Obdarzyła Harry'ego pytającym spojrzeniem.
- Siadasz?
Usiadł naprzeciwko niej i spojrzał przez okno. Na niebie widać było pojedyncze gwiazdy, a ziemia spowita była niedużą warstwą śniegu. Pomyślał, że jest całkiem ładnie i podoba mu się ten widok. Patrzyłby przez okno jeszcze dłużej, gdyby nie wyczuł na sobie pytającego wzroku Iron.
- Coś się stało, Harry? - zapytała cicho.
Zwlekał chwilę z odpowiedzią.
- Nie. Tak.
Uniosła w górę jedną brew.
- To tak, czy nie?
- I tak, i nie.
- Więc co się stało?
Westchnął i powiedział ledwo słyszalnie:
- Zakoemsię.
- Słucham? Możesz wyraźniej?
Milczał przez chwilę, po czym spojrzał jej głęboko w oczy i powiedział, głośno i wyraźnie:
- Zakochałem się.
Iron dosłownie zaniemówiła. Czuła, że nawet jakby wiedziała co odpowiedzieć, to nie byłaby w stanie wymówić słowa, bo zaistniała jakaś blokada na trasie usta-struny głosowe. Dopiero po – w jej mniemaniu – wieczności zdołała wydukać:
- W… w kim?!
- W tobie.
Znów zaniemówiła, tym razem nawet przestała oddychać.
Harry westchnął.
- Wiedziałem, że to nie ma sensu.
Wstał i chciał wyjść, ale Iron po raz drugi tego wieczoru złapała go za rękę, żeby go zatrzymać.
- Czekaj, czekaj.
Wstała i cały czas ściskając jego dłoń stanęła naprzeciwko niego.
- Naprawdę?
Wywrócił oczami.
- Nie, tak sobie tylko żartowałem.
Iron otworzyła szerzej oczy.
- No naprawdę! - dodał, widząc jej minę.
- Od kiedy?
- Co od kiedy?
- Od kiedy jesteś… we mnie… no wiesz.
- Gdzieś tak, czekaj, niech się zastanowię, odkąd pierwszy raz ograłaś mnie w szachy w pierwszej klasie?
Już myślał, że nic więcej się nie wydarzy, kiedy nagle Iron rzuciła mu się na szyję.
- Boże, Harry!
Otoczył ją ramionami, nie wiedząc za bardzo co ma oznaczać jej reakcja, ale i tak było lepiej, niż się spodziewał.
Stali w uścisku przez kilka minut, a kiedy odsunęli się od siebie Harry zauważył, że Iron ma łzy w oczach.
- No nie, dlaczego wy wszystkie płaczecie w takich momentach?!
- Bo ja też cię kocham, Harry.
Tym razem to on zaniemówił. Nawet w najbardziej optymistycznych scenariuszach nie zakładał takiej odpowiedzi.
- To… co teraz z tym zrobimy? - zapytał.
Iron roześmiała się głośno, po czym ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go w usta.
Znów nie odrywali się od siebie przez kilka minut.

Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, siedząc na łóżku. Harry bez uczucia niezręczności opowiedział jej, jak nie wychodziło mu z Cho Chang, bo cały czas porównywał ją do Iron; jak do niego samego wciąż nie docierało, że jest w niej zakochany, bo przypiął jej rolę przyjaciółki; Iron wyznała mu, że jakiś czas temu dotarło do niej, że on i Syriusz są mężczyznami jej życia i nie wyobraża sobie życia bez niego.
Potem położyli się i zasypiali w swoich objęciach, wsłuchując się w bicie serc.
Harry, tak jak obiecał sobie kilka godzin wcześniej, zasypiał szczęśliwy.

~*~

Obiecane wyjaśnienia:
Więc… zmieniło się sporo. Zdałam maturę, wyprowadziłam się, studiuję… Mam mniej czasu na pisanie no i chyba jestem stanowczo za stara na fanficki :P Ale ostatnio jakoś tak dopadła mnie świąteczna nuda, przeczytałam kilka moich starych opowiadań, w tym to i pomyślałam „kurcze, muszę przypomnieć sobie stare dobre czasy i coś tu jeszcze napisać”.
No więc napisałam to, co widzicie powyżej.
O ile w ogóle ktoś tu zabłądzi i to przeczyta… Ale to chyba bardziej forma mojego hołdu dla tego opowiadania niż chęć ściągnięcia tu czytelników :P 
Raczej nic się tu więcej nie pojawi. No, może dorzucę epilog, bo przyznam się, że jest napisany od dawna :P

Pozdrawiam i Wesołych Świąt! :*

4 komentarze:

  1. Dzień dobry!
    Z pewnością mnie nie znasz, więc się przedstawię.
    Amatorska bloggerka, czarownica czystej krwi, dziewczyna kochająca Syriusza Blacka miłością dozgonną i wspaniałą, a przede wszystkim... blondynka oraz czytelniczka Twojego opowiadania! Okej, zacznę od wychwalania Cię. W całym swoim, krótkim lajf przeczytałam tylko kilka blogów o córce (lub córkach) Syriusza, jednakże żaden z nich nie urzekł mnie tak bardzo, jak Twój! Zacznijmy od jednego, bardzo ważnego faktu. Iron jest i pod względem wyglądu podobna do Łapci i pod względem charakteru także, co niezwykle raduje me dziewczęce serduszko. Nie zrobiłaś z niej jakiejś rozwydrzonej, irytującej małolaty czy łajzy i płaczki za, co chciałabym Ci serdecznie podziękować, bo nieraz czytałam o takich głównych bohaterkach (niestety). Ale Twoją córkę Syriusza, naprawdę można polubić (może nie tak, jak Syriusza, ale Syriusz to Syriusz. Jego nic ani nikt nie przebije)!
    Podoba mi się Twój styl pisania, bo jest lekki i przyjemny. Daję Ci kolejny plus za tak pięknie opisaną relację Iron/Syriusz. Nie jest przesłodzona, a i tak ma w sobie tyle słodyczy oraz naturalności, że się rozpływam. Polubiłam też główną bohaterkę za to, że nie lubi Ginevry Weasley, która od wieków wieków mnie irytowała. High five, Iron!
    Przejdźmy do tego ,,Christmas Special". Po pierwsze, bardzo, naprawdę bardzo, bardzo się cieszę, że w końcu coś napisałaś! W zasadzie, ten post jest prawie, że ostatnim, który pojawi się na tym blogu, więc będę się uśmiechała przez łzy.
    Okej, naprawdę wracam do tego Twojego prezentu. Tradycyjnie, zaczynam od cytowania:
    ,,RON! ZOSTAW TO! TO NA OBIAD! Bill, na brodę Merlina, widelec kładzie się po lewej stronie…" Zupełnie, jakbym patrzyła na swoją mamę, cztery dni temu xd
    ,,Iron roześmiała się głośno, po czym ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go w usta. Znów nie odrywali się od siebie przez kilka minut." Taak... czy tylko ja czekałam, aż Syriusz wejdzie do tego pokoju i przerwie im tą uroczę scenę (na którą, aczkolwiek z niecierpliwością czekałam)? xd
    Tak, chyba tylko ja.
    Nie wiem, co dalej pisać, lecz mam nadzieję, że zadowolisz się takim wypierdkiem.
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Sophie Casterwill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OJEEEJ <3 Nawet nie wiesz jaki szok przeżyłam, jak weszłam na bloga i zobaczyłam, że pojawił się komentarz i kolejny szok, który przeżyłam, kiedy zobaczyłam, że jest taki długi i pełen pochwał! Dziękuję Ci ślicznie za opinię, ale przede wszystkim za fakt, że jeszcze ktoś to czyta, że ktoś tu zajrzał! <3 Kiedy czytałam ten komentarz miałam ochotę natychmiast usiąść i zabrać się za dalsze pytanie - kto wie co przyniesie jutro? Ostatnio poważnie rozważam powrót do tego opowiadania ;)
      Dziękuję, dziękuję, jeszcze raz dziękuję i cieplutko pozdrawiam! Życzę duuuużo Syriusza w Nowym Roku! :*

      Usuń
  2. Uwielbiam i tęskniłam za tym. Mega pomysł z prezentem, święta bardzo potterowo świąteczne. Skoro teraz dzieciaki wyznały sobie miłość przeczuwam jakiś większy nadchodzący dramat :D.
    [malfoy-issue]

    OdpowiedzUsuń
  3. Hello my sweet sweetheart!
    Zmieniłam adres bloga. Teraz zapraszam na: http://skazane-na-zapomnienie.blogspot.nl
    Z poważaniem,
    Sophie Casterwill
    PS: Wybacz, że nie skomentowałam Twojego rozdziału na sevfiction, ale... nie przepadam za postacią Severusa, a czytanie bloga o nim jest dla mnie niewykonywalne. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Jednak wciąż czekam na kolejną część drabble, klusko!

    OdpowiedzUsuń