26 sierpnia 2013

Rozdział 10: Ultimatum Riddle'a.

Dzień dobry :D
Wiem, że połowa z Was właśnie zastanawia się, kim ja do cholery jestem i co robię na tym porzuconym na pastwę losu blogu. CUD się zdarzył, napisałam rozdział i go dodaję.
Nie obiecuję, że wrócę, bo kończą mi się wakacje i nie będę miała czasu pisać, poza tym ostatnio skupiam się bardziej na innych opowiadaniach (i tutaj odsyłam na make-no-mistake.blogspot.com), ale żebyście sobie nie myśleli, że całkiem porzuciłam human-strain, to oto jestem :D
Z rozdziału jestem dosyć zadowolona, tylko musiałam przeczytać całe moje opowiadanie od początku, żeby sobie przypomnieć, co ja w ogóle tworzę i znalazłam w czapkę błędów, które mnie trochę zdemotywowały. Żebyście nie musieli rozkminiać, o czym ja piszę, krótkie przypomnienie: 


Akcja opowiadania ma miejsce w szóstej klasie Hogwartu. Główną bohaterką jest Iron Black, przyjaciółka Harry’ego, a także córka Syriusza. Jeśli chodzi o Syriusza, w moim opowiadaniu jest wiecznie żywy. Nie zginął w Departamencie Tajemnic; został tylko zraniony przez Bellatriks.

Przez, jak dotąd, dziewięć napisanych rozdziałów, nie działo się nic konkretnego. Syriusz zbierał informacje na temat swojej ukochanej, matki Iron, które zginęła, gdy był w Azkabanie, udowadniając jego niewinność. Iron została porwana i torturowana przez Voldemorta, jednak wszyscy wyszli z tej sytuacji cało. Niestety, po stronie Voldemorta również nikt nie ucierpiał. Dumbledore zaproponował Syriuszowi posadę w Hogwarcie, chcąc mieć w pobliżu jak najwięcej członków Zakonu Feniksa. Sam musi zajmować się sprawami Zakonu, Hogwartu i tajnymi misjami, o których na razie nikomu nie mówi, tak więc każda pomocna, zaufana dłoń znajduje swoje miejsce w jego pobliżu. Syriusz, mieszkający w Hogwarcie, jednocześnie zachwyca i przeraża większość uczniów, a rzesza jego fanek wśród uczennic wciąż się powiększa.  

~

Harry obudził się niemalże z krzykiem. Podniósł się do pozycji siedzącej, oddychając głęboko, i prawą ręką szukając na oślep okularów. Kiedy znalazł je na szafce obok łóżka, ubrał je, wstał i w zawrotnym tempie umył się i ubrał. Nie chciał myśleć o snach, które nawiedzały go od kilku dni, które były nawet gorsze od tych, które nawiedzały go rok wcześniej, ale kiedy wszedł do pokoju wspólnego zastał tam właśnie główną bohaterkę swoich snów.
- Iron?
Wciąż śniło mu się, że dziewczyna ginie na jego oczach, a później on niesie w ramionach jej zmasakrowane ciało i… i…
- Ależ ty masz pamięć do imion!
Zamknęła podręcznik do zielarstwa i odłożyła go na stolik.
- Dlaczego nie śpisz o czwartej w nocy? – Spytała.
- Jest prawie piąta. Bo się obudziłem. A ty?
- Bo nie zasnęłam. – Westchnęła.
- Nie spałaś całą noc?
- Nie. Byłam u Syriusza. Przed chwilą wróciłam, bo Filch wygonił go na korytarz na trzecim piętrze, twierdzi, że ktoś tam łazi.
- Nie czepił się, że nie śpisz w nocy?
- Filch? No, właśnie… pożyczyłam sobie od ciebie niewidkę… - Powiedziała, wskazując na dziwny materiał, leżący na jej kolanach.
- To miło, że zapytałaś. – Usiadł.
Iron uśmiechnęła się przepraszająco.
- I tak mnie kochasz.
Harry przez chwilę stracił puls. Dosłownie, umarł na chwilę, zastanawiając się, skąd ona o tym wie, do cholery?... Czyta mu w myślach? Przecież nikomu nie mówił, jak cholernie ją ko…
Na gacie Merlina, przecież ona żartowała.
- Całym serduchem. – Rzucił od niechcenia, nonszalancko. A przynajmniej starał się, żeby tak to zabrzmiało, czując jednocześnie jak Iron podejrzliwie mu się przygląda. - Napisałaś wypracowanie dla Snape’a? – Szybko zmienił temat.
- Właśnie Syriusz trochę mi pomógł.
- Ja muszę jeszcze ogarnąć temat dla Slughorna. – Wyciągnął podręcznik Księcia Półkrwi z torby i rzucił go na stolik. – Ale mi się nie chce.
Przetarł oczy. Czuł, że nadal jest potwornie zmęczony i niewyspany, ale panicznie bał się następnych snów. Postanowił, że odeśpi na historii magii.
Nagle oboje obrócili się w kierunku dziury pod portretem. Ktoś cicho przez nią przełaził. Po chwili ujrzeli rozczochraną fryzurę wyjątkowo ostatnio ożywionego i przystojnego Black’a.
- Tato! – Syknęła Iron z lekkim przerażeniem. – Co ty tu…
- SZZSZSZZ! – Przyłożył palec do ust, żeby ją uciszyć i obejrzał się za siebie. – Wykiwałem Filcha metodą sprzed dwudziestu lat, palant wciąż się na to nabiera. – Parsknął stłumionym śmiechem i usiadł na fotelu obok Harry’ego.
- Ty jesteś porąbany, tat… Syriusz.
- Może jeszcze zacznij mówić do mnie „dziadku”, co? – Spojrzał na nią groźnie, ale w jego oczach nadal czaiło się rozbawienie. – Postarzasz mnie niebotycznie.
Czarnowłosa wywróciła oczami. Harry’emu przeszedł dreszcz po plecach.
Czy ona musi być taka śliczna?!
- To jest chore, że chcesz być taki wiecznie młody.
- Sama mówiłaś, że jakbym nie był twoim ojcem, to…
- Syriusz… - Iron ukryła twarz w dłoniach. – Upiłeś mnie wtedy ognistą, a poza tym jak się z tobą za długo przebywa, to człowiek staje się niepoczytalny.
- Raz powiedziałaś to na trzeźwo!
Przekomarzali się jeszcze dłuższą chwilę. Harry w międzyczasie zajął się pisaniem i kreśleniem bezsensownych zdań na temat eliksiru, którego nazwa kompletnie nic mi nie mówiła.
- Syriusz Black! – Pisnęła jakaś dziewczynka, która wpadła do pokoju wspólnego, niezauważona.
Wszyscy odwrócili na nią wzrok, a ona przybrała kolor buraka i pobiegła z powrotem do swojego dormitorium.
Iron spojrzała na swojego ojca, on na nią, na Harry’ego, Harry na Iron i znów na Syriusza.
Jednocześnie parsknęli tak potężnym śmiechem, że niemalże wszyscy powpadali pod stolik.

~

- W 1237 roku Gobliny ponownie udowodniły swoją siłę przebicia, zdobywając kolejne…
- Wygrałem! – Oznajmił Ron złowieszczym szeptem.
Grali w jedną z ulubionych czarodziejskich gier Iron, polegającą na tym, że każdy musiał wyczarować jak najmniejszego i najsilniejszego zawodnika za pomocą różdżki.
Miniaturowy chomik dziewczyny padł na ziemię i zniknął, owiany szarą mgiełką. Wyczarowany przez Rona pajac z głową smoka (Ron nie był mistrzem tworzenia najpiękniejszych postaci, ale zawsze tworzył je bardzo silne) obrócił się wokół własnej osi, po czym zniknął za białą mgiełką, która oznaczała zwycięstwo.
Iron oparła głowę na ramieniu Harry’ego i zamknęła oczy. Nie czuła się zbyt dobrze, cały dzień towarzyszyło jej przedziwne uczucie, że coś z niej ucieka. Zastanawiała się, czy to przez to, że nie spała całą noc, czy naprawdę działo się z nią coś złego.
- Gramy dalej, Iron? – Spytał Ron.
Dziewczyna pokręciła głową, nadal z zamkniętymi oczami, a Harry obsunął się trochę niżej na krześle, żeby wygodniej było jej leżeć, skrzyżował ręce na piersi i sam zamknął oczy. Profesor Binns nudził niemiłosiernie.
- Co jest, Black? – Spytał Ron. – Tylko mi tu nie zdychaj znowu!
Uśmiechnęła się, żeby go uspokoić, i oplotła dłonie nad łokciem Harry’ego, żeby bardziej się do niego przytulić i żeby było wygodniej.
Musiała przyznać się sama przed sobą, że lubiła jego bliskość, lubiła czuć jego zapach, koił jej nerwy. Lubiła, kiedy zakładał jej za uszy niesforne kosmyki włosów tak samo, jak lubiła, kiedy najzwyczajniej był przy niej.
Hermiona zaczęła w ekstremalnym tempie przewracać kartki podręcznika, po czym jej ręka wystrzeliła do góry.
- Panna Granger?
- Transylwania, 1673 rok?
- Dokładnie tak. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Następnie były egzekucje i kary…
Iron poczuła, że odpływa. Harry też zauważył, że jej oddech się uspokoił. Ron machał różdżką pod stołem co chwila strzelając z niej iskrami. Pozostali uczniowie zajmowali się wszystkim, co się dało, tylko nie nauką.
Iron poruszyła się niespokojnie przez sen. Spałaby dalej, gdyby ktoś nie zapukał do drzwi sali i niepewnie wychylił głowę przez drzwi. Profesor Binns też by tego nie zauważył, gdyby sali nie wypełnił pewny siebie głos Syriusza.
- Profesorze? Czy mogę porwać na chwilę dwójkę uczniów do dyrektora?
- Proszę bardzo, kto jest tym wybranym?
- Iron i Harry.
Dziewczyna wstała, zaspana, a Harry zaraz za nią. Wyszli z sali. Syriusz otoczył córkę ramieniem i spytał:
- Co ty taka umęczona?
- Spałam.
- Głupie pytanie, co można robić na lekcji Binnsa.
- Co się stało? – Spytał Harry.
- Dowiecie się wszystkiego w gabinecie Albusa.
- Albusa? – Zdziwiła się Iron.
- Awansowałem. – Syriusz dumnie wypiął pierś.
- Przeszedłeś z Dumbledore’m na „ty”?
- Nie żartuj sobie! Zajmuję się finansami szkoły.
- Uhuhu, coś czuję, że Hogwart zbankrutuje jeszcze w tym roku – stwierdził Harry.
- No strasznie śmieszne, młody, uśmiałem się!
- Tylko z tego powodu zabrałeś nas z lekcji? – Spytała dziewczyna.
- Nie tylko. Spojrzałem na wasz plan lekcji i was uratowałem. Nie, żartuję. Mamy problem – Byli pod gabinetem Dumbledore’a. Syriusz podał hasło i zaczęli się wspinać po schodach.
W gabinecie było pełno ludzi. Po chwili Iron rozpoznała Alastora Moody’ego, Mundungusa, profesor McGonagall, Lupina, Tonks, Artura Weasley’a i górującego nad wszystkimi Hagrida.
- Dzień… dobry? – wydukał zdziwiony Harry.
- No to pięć minut na czułe powitania. – rzucił Moody.
Wszyscy po kolei przywitali się uściskiem dłoni, tylko Tonks wyściskała ich serdecznie.
- Dobrze, musimy omówić wiele spraw – zaczął Dyrektor, po czym wyczarował jedenaście krzeseł (w tym jeden potężny tron dla Hagrida), długi stół, który zapełnił się papierami przylatującymi ze wszystkich stron gabinetu.
Omawiali sprawy cztery godziny.

~

Iron siedziała na kamieniu i trzęsła się z zimna. Mogła poprawić szalik, albo ubrać cieplejszy sweter, ale drżenie dotyczyło jej ciała. Jej dusza była gorąca, przerażona i mimo, że dłonie drętwiały jej z zimna, to wewnątrz kotłowała się wściekłość pomieszana z, a raczej podjudzana strachem. Była wściekła na Zakon, na Śmierciożerców, na Voldemorta, na Ministra Magii, dyrektora, na cały pieprzony świat magii, który zawsze kochała. Chciała krzyknąć, uderzyć kogoś, wymierzyć Crusiatusa w sam środek piersi Bellatriks Lestrange. Albo Snape’a. Albo Dumbldore’a. Albo kogokolwiek. Dać upust emocjom i złości.
W lochach zamku, w ciemności zakłócanej przez jedną świecę Syriusz był tak samo wściekły, a swoją wściekłość zatapiał w szklance ognistej whisky. Noga podrygiwała mu nerwowo, a słoiki, które stały na półce naprzeciwko były potłuczone. Pospadały, kiedy z różdżki wściekłego czarodzieja strzelały iskry. To, czego dowiedział się dwie godziny temu wydawało mu się kompletnym absurdem. Uderzył pięścią w dębowe biurko, rozchlapując ognistą ze szklanki.
Harry latał na swojej miotle wysoko w chmurach, widząc pod sobą na zmianę zamek, Zakazany Las i boisko do quidditcha. Nie był już wściekły, ale jego głowa, a najbardziej blizna pulsowały tępym bólem. Im wyżej wzlatywał, tym było zimniej, ale nie przejmował się wpływem gwałtownych zmian temperatur na jego stan zdrowia. Przez pierwszą godzinę był tak wściekły, jak jeszcze nigdy nie był. Nawrzucał dyrektorowi, obrzucił go pretensjami większymi, niż mógł sobie wyobrazić. Teraz już był w stanie tępego odrętwienia. Nie myślał o niczym, bo myślenie nic by nie zmieniło.
Zakon dostał ultimatum od samego Voldemorta. Dla wszystkich członków Zakonu Feniksa zaskoczeniem było, kiedy podczas zebrania, w białej mgiełce nad stołem pojawiła się nagle przerażająca twarz Lorda Voldemorta, pozbawiona nosa, niebieskobiała, z wstrętnymi, czerwonymi oczami węża. Nie cały Zakon był świadkiem tego zdarzenia; nie było Syriusza i kilku innych osób, ale jakie to miało teraz znaczenie? Voldemort przemówił lodowatym, przenikliwym głosem, wywołującym gęsią skórkę. Powiedział, że chce tylko Pottera, Syriusza Blacka i jego córkę. Chce dostać ich w umówionym miejscu, o umówionym czasie, a wtedy żadnej „szlamie ani plugawemu mugolowi nie spadnie włos z głowy”. W przeciwnym razie roześle swoich podwładnych do wszystkich miejsc, w których w duże grupy zbierali się mugole, do szkół, centrów handlowych, kin i rozpocznie ich powolną, ale bolesną eliminację. Oznajmił, że jest gotowy ujawnić świat czarodziejów, a następnie po prostu zniszczyć wszystkich mugoli i mieszańców. Początkowo Zakon uznał jego groźby za zbyt szalone, żeby możliwe do zrealizowania, ale szybko zaczęły napływać informacje o zwiększającej się liczbie znikających w dziwnych okoliczności mugoli, a także o pojawianiu się coraz większej ilości Śmierciożerców w armii Czarnego Pana.
Zakon przyjął ultimatum, ale nie to było powodem wściekłości Harry’ego, Iron i Syriusza. Zakon postanowił to wykorzystać. Zaplanowali bitwę – tak, bitwę, używali takiego określenia – między Zakonem wzmacnianym zastępami Aurorów, a Śmierciożercami z Voldemortem na czele. Plan był przygotowany: Voldemort będzie do końca przekonany, że na spotkanie z nim wyjdzie trójka wytypowanych przez niego osób. Zakon tylko nie chciał słuchać Syriusza, kiedy tłumaczył im, że żaden plan nie przetrwał jeszcze pierwszej wymiany ognia.
Black, Iron i Harry mięli swój własny plan. Chcieli sami zniszczyć Voldemorta – co mógł uczynić Harry, upewniała ich w tym przepowiednia – tak samo jak sami chcieli zniszczyć Bellatriks Lestrange. Nie był to z ich strony przejaw lekkomyślności czy chęci zostania bohaterem, ale we wszystkich zapaliło się uczucie pod tytułem „skoro Voldemort chce nas, nie powinniśmy ryzykować życia niewinnych ludzi”.
Ale nikt nie chciał słuchać ich argumentów.
Dumbledore uważał, że dwójka nastolatków, wspomaganych czarodziejem ze znacznie nadwyrężoną mocą magiczną po odbitym morderczym zaklęciu Bellatriks nie da rady z chmarą Śmierciożerców, ale, ku wściekłości Harry’ego, zapomniał, że to właśnie Harry poradził sobie z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymiawiać już cztery razy. Zapomniał, że to Iron była porwana i torturowana przez niego i zapomniał, że Syriusz najlepiej radził sobie w prawdziwej walce na życie i śmierć.

Dyrektor Hogwartu, który siedział w swoim gabinecie nieco sfrustrowany, rozumiał ich złość. Nie mógł im powiedzieć o tym, że nawet jeśli sami zabiją Voldemorta, to nie unieszkodliwią go całkowicie. Sam dopiero poznawał i rozwiązywał zagadki związane z horkruksami, które stworzył Czarny Pan. Z drugiej strony rozumiał też doskonale ich chęć poświęcenia się dla dobra większości. Kiedy Syriusz z nim dyskutował, widział w jego oczach błysk, którego nie widział już dawno… wróciło coś, co widział w młodym Syriuszu, który zapowiadał zemstę na zabójcy Potterów, póki jeszcze pozwalał panować emocjom nad sobą, póki Azkaban nie wyprał go z uczuć. Te uczucia powoli do niego wracały za sprawą Iron, Dumbledore widział to i cieszyło go to, ale nadal straszliwie się martwił.
Mógł pozwolić im samym walczyć z Voldemortem. Wiedział, że nie tylko oni są przeciwni tej decyzji. Remus… on zawsze stawał po stronie Syriusza. Chociaż nic nie powiedział na zebraniu, na pewno popiera Syriusza. Z drugiej strony Dyrektor nie wyobrażał sobie, że mógłby pozostawić trójkę najbardziej skrzywdzonych przez los ludzi, jakich znał, bez wsparcia, zdanych na grymas Voldemorta.

Iron chciała już do końca dnia pozostać sama ze swoimi myślami i nie rozmawiać z nikim, ale karmiąc Marycję, która wyczuwała jej niepokój i skubiąc Przysmak Sów bacznie ją obserwowała, doszła do wniosku, że nie zaśnie, nie wiedząc, jakie zdanie ma na ten temat Syriusz. Widziała, jak kłócił się z Dumledore’m i zauważyła w nim wtedy coś, czego nie widziała nigdy wcześniej. Z jednej strony wzbudził w niej podziw, a z drugiej trochę ją przestraszył. Głaszcząc Marycję po łebku Iron doszła do wniosku, że wciąż bardzo słabo zna swojego ojca.
Sowa skubnęła ją przyjaźnie w palca i wyleciała przez okno na polowanie, a Iron ruszyła w dół, wąskimi kamiennymi schodami. Gabinet Syriusza mieścił się teraz w lochach nie dlatego, że polubił Snape’a, ale dlatego, że mógł tam w spokoju zajmować się „dokumentami szkoły” (oczywiście chodziło o sprawy Zakonu), bez obaw, że ktoś nieproszony wparuje mu do gabinetu. Droga do ukrytego pomieszczenia zajęła Iron kilkanaście minut, dwukrotnie uniknęła zderzenia z wychudzoną Panią Norris i raz ze Snape’m, ale w końcu stanęła przed dębowymi drzwiami gabinetu swojego ojca i cicho wślizgnęła się do środka.
- Syriusz?...
Siedział na fotelu za biurkiem, tyłem do wejścia, w prawie całkowitej ciemności. Podskoczył, słysząc cicho wypowiedziane swoje imię i odwrócił się do Iron.
- Wystraszyłaś mnie.
Odłożył na biurko grube tomisko, które trzymał na kolanach. Przeglądał je, zanim przyszła Iron.
Westchnął.
- Jestem wściekły, wiesz…
- Wiem – przerwała mu. – Ja też. Mnie tego nie musisz tłumaczyć.
Milczeli przez chwilę.
- Pomyślałem, że dobrze byłoby spotkać się z rodzicami Ann zanim… zanim to się zacznie.
Napełniło ją to jeszcze większym niepokojem. Spotkać się z nimi, póki co? Póki żyjemy?
- Nie wiemy, jaki Voldemort wyznaczy termin – powiedziała.
- Tak, ale pewnie nie da nam czasu na przygotowanie się i załatwienie zaległych spraw, nie oszukujmy się. Któregoś dnia skontaktuje się z nami i powie „macie dwa dni”. Zresztą, to może zdarzyć się w każdej chwili.
Znowu milczeli, tym razem dłużej. Spojrzenie Iron powędrowało na gruby tom, który Syriusz przeglądał przed jej przybyciem.
- Co to? – Spytała.
Jej ojciec uśmiechnął się nieznacznie.
- Stara kronika szkoły. Pełno tu tego jest – wskazał na ścianę za plecami.
To, co początkowo mogło wydawać się kamienną ścianą z idealnie równych kamieni, było półką z tysiącami grubych ksiąg, każda z grzbietem przypominającym wyszlifowaną, błyszczącą skałę.
- Były tworzone zawsze przez czwartoklasistów. Nie wiem, czemu teraz tworzą je nauczyciele… te robione przez uczniów były mniej oficjalne. Patrz – otworzył tę, która leżała na biurku. – jest z 1975 roku.
- Miałeś…
- Piętnaście lat – uśmiechnął się ponuro. – Popatrz.
Iron przysunęła do siebie kronikę i musiała aż zamrugać oczami. Ujrzała samą siebie, tylko z jaśniejszymi włosami i niebieskimi oczami.
- Widzisz, jaka jesteś do niej podobna?
Pokiwała głową, przyglądając się ruchomej, magicznej fotografii.
Ann stała pomiędzy Syriuszem, a Remusem. Wszyscy troje wyglądali na czymś rozbawionych i rozluźnionych. Iron uległa wrażeniu, że promieniuje z nich taka młodzieńcza siła, która ujawnia się, gdy wszyscy przyjaciele są razem i razem mogą stawiać czoła przeciwnościom losu. Syriusz ze zdjęcia zatopił twarz we włosach Ann, mówiąc jej coś na ucho. Dziewczyna roześmiała się, a Iron miała wrażenie, że słyszy jej śmiech. Po chwili w kadrze pojawił się złoty znicz, a zaraz za nim rozczochrany i przystojny James Potter. Iron znowu musiała zamrugać oczami, bo wydawało jej się, że widzi Harry’ego. James złapał znicz sprawnym, szybkim ruchem. Klepnął Syriusza w plecy, zarzucił ręce na ramiona Remusa i Ann i wychylił się zza nich do przodu. Uśmiechnął się szeroko do obiektywu i po chwili znów zniknął za krawędzią zdjęcia.
Iron spojrzała na podpis pod zdjęciem. „Gwiazda szkolnego boiska” – przeczytała – „James Potter, ze swoimi przyjaciółmi – Syriuszem, który zgromadził największą rzeszę fanek w historii Hogwartu, Remusem, tak samo zabójczo inteligentnym, jak i przystojnym, a także Ann, śliczną wybrankę serca Syriusza”.
Iron poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
- Spójrz tutaj.
Syriusz podsunął jej następną kronikę. Zdjęcie, które ujrzała, ukazywało Syriusza, Jamesa, Remusa, Ann i Lily w eleganckich szatach, ustawionych w rzędzie, zadowolonych i szczęśliwych. Trzymali dyplomy ukończenia Hogwartu.
„W zamku będzie smutno bez tegorocznych absolwentów, a zwłaszcza naszych Huncwotów i ich towarzyszek” – głosił podpis.
- To było w 1977. Ukończyliśmy Hogwart. Zaraz po tym coś sobie obiecaliśmy… Wszyscy już wtedy planowali zakładanie rodziny, to były takie czasy… wszystko chciało się jak najszybciej… - Syriusz urwał i Iron już myślała, że nie skończy, ale po chwili kontynuował – Obiecałem Jamesowi, że jeżeli coś mu się stanie, zajmę się jego dziećmi, a on to samo obiecał mi.
Iron słuchała w ciszy.
- Czuję, że zawiodłem – wyrzucił z siebie. – Kiedy byłem w Azkabanie… ciebie i Harry’ego wychowywali obcy ludzie. Przecież obiecałem Jamesowi, że cokolwiek by się nie działo… obiecałem Ann, że… - ukrył twarz w dłoniach, nie kończąc. – Zawiodłem na każdym froncie.
- Tato…
- To właśnie dlatego – spojrzał jej w oczy – sam chcę stawić czoło Voldemortowi i Bellatriks. Chcę to zrobić dla ciebie, dla Ann, Jamesa i Lily. Sam chcę zniszczyć tych, którzy zniszczyli mi życie. Wiem, że w ten sposób nie odkupię moich win i nie przywrócę nikomu życia, ale będę miał świadomość, że nie stałem w miejscu, kiedy mogłem pomóc.
- To nie twoja wina, że nie mogłeś nas wychować.
Pokręcił głową.
- Nie ma co szukać winnego, Iron.
- Ale to ty szukasz winnego, tato! – krzyknęła. – Zaprzeczasz sam sobie! I wiesz dobrze, że sam tam zginiesz, nie masz szans pokonać Voldemorta i rzeszy Śmierciożerców! Nie chcę znów zostać sama, rozumiesz? A jeżeli masz walczyć, to tylko ze mną i jeżeli masz zginąć, to też tylko ze mną.
Milczał przez chwilę, patrząc jej w oczy. Wiedział, że nic nie wskóra. Jego córka była bardziej zawzięta i stanowcza niż Ann i on razem wzięci. Widząc błyszczące oczy Iron po prostu ją mocno do siebie przytulił, jakby to mogło załatwić ich wszystkie problemy.

7 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jakże ja się cieszę, że wróciłaś!! Kurde tyle czekania, już myślałam, że nic z tego, a ty się jednak pojawiasz :D. Mam nadzieję, że mimo tej przerwy będą się pojawiały kolejne rozdziały, uwielbiam Iron. Cieszę się też, że znalazłaś chwilkę żeby coś u mnie naskrobać, i że ci się podoba. A Pink Floyd... mam dokładnie takie same odczucia jak ty, ciary na myśl o High Hopes, że aż się opisać nie da ;)
    Noo, ale nie chcę ci tu spamować nie na temat. Rozdział podobał mi się BARDZO! Tęskniłam za tym opowiadaniem, a gdy tylko przeczytałam rozmowy dialogi IronxHarry i IronxSyriusz to aż mi się lepiej zrobiło. Syriusz jest u ciebie taki... prawdziwy czy jakkolwiek by to nazwać. Z powodzeniem przywracasz ludzi do życia ;).
    Ultimatum Voldemorta... no coś czuję, że łatwo nie będzie, ale mam nadzieję, że nie nastąpi to aż tak szybko. I tylko żeby Syriusz nie postanowił zrobić z siebie jakiegoś cholernego męczennika, który odda życie za wszystkich innych...
    Kocham, kocham, kocham ! <3
    Pozdrawiaaam i czekam ( błagam teraz szybciej! ) na kolejny rozdział :*
    [malfoy-issue]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na 13 rozdział na malfoy-issue.blogspot.com ;)

      Usuń
  2. Świetny blog! Sprawdzałam regularnie czy dodawałaś nowe posty i nie zawiodłam się! :> Błagam o następne! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się cieszę, że ten blog jednak jest kontynuowany! Uwielbiam tą relację Syriusza i Iron <3 czekam na więcej z niecierpliwością :D!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry, na szlafroku dodano ocenę Twojego bloga. Zapraszam zarówno autorkę, jak i czytelników, do komentowania!
    http://szlafrok-smierciozercy.mylog.pl/2013-12-25/52__http___human-strain_blogspot_com__1

    Pozdrawiam
    – Kaj.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spam>>>>>>>>

    Wrócilam!!!!!!!!!!!

    Nowe rozdziały tu: http://watch-over-you-i-love-you.blogspot.com

    Oraz nowy blog tu:
    http://your-love-is-like-a-soldier.blogspot.com

    Pierwszy blog jest prowadzony dalej... dalej ta sama śpiewka o Todzie Kernsie i jego córce... takie wiesz blablabla, ale nie chcę zniechęcać. Odwiedź mnie czasem i skomentuj. To ważne.

    Drugi blog jest bardzo podobny, ale nie chcę zdradzać szczegółów. Tylko tutaj już nie ma szalonych rozkendrolowców - w zamian jest James Blunt. Pewnie kojarzysz takie chity jak "You're beautifull", "carry you home" itd? Tak to o nim. Ostatnio dużo przeszłam i dziwnym trafem, ale to jego muzyka mnie uspokoiła. Rockowo-metalowe kawalki skłanialy mnie do płaczu. Nie mniej jednak zapraszam w odwiedziny i tu.

    Pozdrawiam serdecznie - Konspiratorka.

    OdpowiedzUsuń